poniedziałek, 30 listopada 2015

Pięć

   Gregor przeżuwał właśnie kanapkę, kiedy do głowy przyszedł mu jakiś pomysł. Zaczął wymachiwać ręką, w której trzymał widelec, wydając trudne do zidentyfikowania dźwięki, które powinny być słowami.
- Przełknij najpierw. – zaśmiała się z niego Lena biorąc do ręki szklankę wody z cytryną i wypijając jej zawartość. Szatyn pokiwał głową, poruszał kilka razy szczęką i przełknął to, co miał w buzi.
- Mam pomysł! – powiedział triumfalnie. – Możemy pojechać na tor gokartowy.
- Tor gokartowy? – dziewczyna zmarszczyła czoło zastanawiając się nad propozycją Schlierenzauera. Podekscytowany chłopak pokiwał szybko głową i kontynuował jedzenie z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.
- Ok. – zgodziła się. – W sumie to może być fajne.
- Co może być fajne? – zapytała uśmiechnięta Marisa, która razem ze Stefanem pojawiła się właśnie w jadalni. Para trzymając w ręce talerze z jedzeniem zajęła wolne miejsca obok Leny i Gregora.
- Gokarty. – wyjaśnił, wciąż dumny ze swojego pomysłu, szatyn. Blondynce zaświeciły się oczy i rzuciła błagające spojrzenie swojemu chłopakowi.
- Marisaaaaa. – zawył Stefan, który doskonale wiedział, o co jej chodzi. – Kiedy chcecie jechać na te gokarty?
- Dzisiaj po porannym treningu.
- Nie wierzę! – wykrzyknął Kraft powodując, że Lena lekko podskoczyła wystraszona. – Gregor odpuści sobie treningi popołudniowe!?
- No jakoś tak. – szatyn wzruszył ramionami udając, że w ogóle go to nie rusza.
- Nie wiem, co ty z nim zrobiłaś, ale gratuluję! – brunet zwrócił się do Leny i uniósł filiżankę z kawą do góry udając, ze wznosi za nią toast.
- Dobra, cicho! – wtrąciła się Marisa. – Proszę nie zmieniać tematu.
- Jakiego te…? – chciała zapytać Lena, jednak koleżanka szybko jej przerwała.
- Możemy jechać z wami? – zrobiła minę zbitego psa i mrugając szybko powiekami patrzyła raz na Gregora, raz na Len. Oboje rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie.
- Pewnie. – zgodził się Gregor. – Większa zabawa.
- Podwójna randka. – zaśmiał się Stefan i oblał się gorącą kawą – Cholera jasna!
***
   W czasie trwania porannego treningu Lena postanowiła zostać w pokoju i poczytać książkę. W przeciwieństwie do Marisy miała już dość leżenia na plaży i opalania się. Właściwie to czuła, że jeszcze trochę i dostanie udaru słonecznego. Teraz miała nieco ponad dwie godziny spokoju w klimatyzowanym pomieszczeniu. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Zrezygnowana podniosła się łóżka, rzuciła książkę na biurko i poszła otworzyć. Jej oczom ukazała się zadowolona twarz Michaela.
- Hej. – przywitał się z nią.
- Hej. – odpowiedziała zdziwiona. Nie widziała go od wczoraj, odkąd fizjoterapeuta kadry zabrał go do siebie, żeby ratować jego kostkę.
- Idziemy na śniadanie. – poinformował ją i oparł się o futrynę przenosząc ciężar swojego ciała na jedną, zdrową nogę. Brunetka zaśmiała się głośno dochodząc do wniosku, że zachowanie Hayboecka przestało już być irytujące a stało się absurdalnie zabawne.
- Jadłam już. – odezwała się i już chciała zamknąć za nim drzwi, kiedy on przytrzymał je ręką.
- To hotelowe jedzenie to nie jest śniadanie! – oburzył się. – Poza tym leżałem całe wczorajszy dzień w łóżku, patrząc, jak Herbert skacze nade mną i wymienia mi, co minutę zimne okłady. Nie każ mi siedzieć w hotelu!
- Nie powinieneś oszczędzać kostki? – zapytała.
- Nie przesadzajmy. I tak już nie potrenuję na tym zgrupowaniu. – rzucił obojętnym tonem. – No dawaj, zbieraj się! – pośpieszył ją. Lena sama nie wiedziała, dlaczego, ale po tych słowach wróciła się do pokoju, zebrała swoje rzeczy, ubrała buty i po prostu wyszła z chłopakiem.
***
   Siedzieli w ciszy przerywanej grzebaniem widelca w talerzu dziewczyny. Brunetka wpatrywała się w swoją sałatkę myśląc o tym, jak bardzo ta niezręczna sytuacja odebrała jej apetyt. Szybko zaczęła żałować, że zgodziła się na wspólny posiłek i przeklęła się w duchu, że nie pomyślała o tym wcześniej. Blondyn wydawał się równie zainteresowany zawartością talerza dziewczyny i zamiast spojrzeć na nią wpatrywał się, jak sztućcami miesza w połączeniu rukoli, z pomidorami i fetą. W końcu podniósł wzrok i zauważył, że ona również na niego nie patrzy.
- Wydajesz się być zestresowana. – odezwał się nagle przyjmując przy tym bardzo pewny ton głosu. Brunetka poczuła falę irytacji przechodzącą po jej ciele.
- A Ty wydajesz się być bucem! – wypaliła nagle i po chwili sama pożałowała tych słów.
- Nie odbieraj tego, jako atak! – blondyn uniósł ręce w obronnym geście. Lena zamilkła na chwilę i poczekała, aż złość, która napięła jej mięśnie, przejdzie.
- Ok, masz racje. Jestem trochę zestresowana. Dziwnie się tutaj czuję. Nikogo nie znam. – przyznała. Nie była zadowolona, że dała blondynowi satysfakcję, ale miał rację. Oprócz Gregora to towarzystwo wszystkich okropnie ją krępowało. Nieco lepiej było, gdy w pobliżu była Marisa, ale obok niej często kręcił się Stefan i to niezręczne uczucie prawie w ogóle jej nie opuszczało.
- Znasz Gregora. – stwierdził Michael drążąc temat.
- Jasne, że tak, ale wiesz… to jest świeża sprawa. Poza tym nie należę do osób, które łatwo nawiązują znajomości. – zastanowiła się. – No chyba, że po alkoholu, ale sam widziałeś, jak to się kończy.
- O tak. – blondyn zaczął się głośno śmiać. Widok pijanych dziewczyn wciąż pozostawał w jego pamięci. Bawiła go ta sytuacja, szczególnie, że nie często zdarzało mu się widywać upitą dziewczynę swojego przyjaciela.
- I naprawdę wydajesz się być bucem. – dodała po chwili zastanowienia.
- To, że jestem pewny siebie nie robi ze mnie buca – bronił się chłopak.
- Może dla twoich znajomych to pewność siebie. – westchnęła dając mu do zrozumienia, że w jej mniemaniu zachowuje się, jak cwaniak, a nie pewna siebie osoba. Michi pokręcił głową zrezygnowany i postanowił nie kontynuować już tego temat.
- Może powiesz mi coś o sobie? – rzucił nagle i zanim Lena obdarzyła go zdziwionym spojrzeniem wywrócił oczyma zażenowany banalnością swojego pytania. Zachowujesz się, jak debil, pomyślał.
- Nazywam się Lena. – odpowiedziała i zaśmiała się nerwowo. – Wiesz, to jest, jak pierwszy raz. – wyjaśniła zaskoczonemu Michaelowi.
- Pierwszy raz? – dopiero, kiedy chłopak powtórzył te dwa słowa brunetka zdała sobie sprawę, jak głupio zabrzmiały.
- Wiesz, jak wtedy, gdy idziesz do nowej szkoły, na studia – zaczęła i spojrzała na niego upewniając się, czy ją rozumie. Jego mina nie wykazywała jednak zrozumienia. Zapadła chwilowa cisza podczas, której dziewczyna zastanawiała się, jak przełożyć swoje myśli na jego język. – Wiem! To tak, jak wtedy, gdy idziesz na swój pierwszy w życiu trening i trener, czy twoi nowi koledzy pytają się, kim jesteś.
- Rozumiem. – pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. – W takim razie, kim jesteś, oprócz tego, że jesteś Leną? Co lubisz?
- Lubię pingwiny. – odpowiedziała szczerząc się do niego. – Uważam, że to najlepsze zwierzęta świata.
- Tak, to już chyba wiem. – zaczął rozbawiony wspominając wieczór, gdy pijana rozwodziła się nad podobieństwem Stefana do uroczego pingwina. O tym samym pomyślała właśnie ona. Przez chwile ta sytuacja wyleciała jej z głowy wracając teraz z podwójnym uczuciem zażenowania. Jęknęła cicho i ukryła twarz w dłoniach. Zawsze robiła z siebie idiotkę na początku każdej znajomości.
- Nie lubię za to robić czegoś pierwszy raz. – odburknęła cicho.
- Jak to?
- Nie lubię tego uczucia, kiedy coś jest nieznane. To takie… nie wiem, przerażające. – wyjaśniła oburzonemu skoczkowi.
- Kompletnie tego nie rozumiem. – pokręcił głową w odpowiedzi. – Wszystko, co nieznane jest super! Możliwość odkrywania nowych rzeczy to najlepsze uczucie na świecie. – Lena westchnęła zrezygnowana. Wiedziała, że w tej kwestii (jak i w wielu innych) nie dogada się z Hayboeckiem. Różnili się od siebie całkowicie.
- Rozejrzyj się dookoła. – rozkazał jej nagle. – I powiedz, czego nigdy nie robiłaś.- dziewczyna przegryzła wargi i zaczęła się rozglądać. Siedzieli w małej knajpce przy bulwarze, niedaleko od hotelu. Przy stolikach obok siedziało kilku emerytów spożywających swoje posiłki. Deptakiem spacerowali turyści a na plaży jacyś młodzi chłopcy grali w siatkówkę. Nic z tych rzeczy nie wydawało jej się nieznane. W końcu jej wzrok padł na talerz chłopaka. Skrzywiła się lekko na ten widok.
- Nigdy nie jadłam tego. – wskazała na jego zamówienie.
- Małży? – zapytał a ona pokiwała głową. Chłopak wziął opróżnioną muszlę po skorupiaku do jednej ręki i nieruszoną małżę do drugiej. Pustą muszlę użył, jako szczypce, które pomogły mu otworzyć następną. Wyjął mięso ze środka i skropił je cytryną podając dziewczynie. Przerażona Lena wzięła od niego skorupiaka i włożyła do ust. Po chwili skrzywiła się i szybko wypluła wszystko w serwetkę, która leżała obok talerza.
- Obrzydliwe! – powiedziała. – pffff. – Hayboeck zaczął się głośno śmiać obserwując reakcję Leny.
- Przynajmniej spróbowałaś.
Rozmowę przerwał im dźwięk telefonu. Brunetka podniosła wiszącą na krześle torebkę i wyciągnęła komórkę.
- Przepraszam, muszę odebrać. – wyjaśniła i przeciągnęła zieloną słuchawkę na ekranie. – Gregor, co jest? Jak to… Już? Która godzina? Ok, już lecę! – rozłączyła się, schowała telefon i podniosła się z miejsca. – Muszę lecieć, jestem umówiona. Dzięki za towarzystwo i nie dzięki za to okropieństwo. – mówiła wskazując na zwiniętą serwetkę, która teraz leżała na jej talerzu. Wzięła portfel, z którego wyjęła banknot.
- Ja stawiam. – wtrącił się Michael widząc, że dziewczyna chce za siebie zapłacić. – Odwdzięczysz się innym razem.
- Dobra. – postanowiła się z nim nie kłócić. – Do zobaczenia. – pożegnała się i wybiegła z ogródka knajpy, w której siedzieli. Michael rzucił bezgłośne „cześć” i obserwował, jak Lena powoli znika z jego pola widzenia.
***
   Stefan i Gregor siedzieli na przednich miejscach, wynajętego z hotelowej wypożyczalni, samochodu. Niecierpliwie czekali na dziewczyny, które się spóźniały. Nagle tylne drzwi otworzyły się z hukiem i do środka, niczym tornado wpadła zmachana Lena.
- Przepraszam za spóźnienie. – wysapała. – Byłam się przejść.
- Nieważne. – machnął ręką Stefan i odwrócił się z poważnym wyrazem twarzy w jej stronę. Brunetka wystraszyła się, bowiem pierwszy raz widziała taką minę u Krafta. – Muszę wam coś powiedzieć, póki nie ma tutaj Marisy.
- Co jest? – zapytał Gregor.
- Pod żadnym pozorem nie wygrywajcie z nią! Jeżeli będziemy się ścigać to musicie dać jej wygrać! – z każdym słowem twarz chłopaka stawała się coraz poważniejsza a jego palec wskazujący skierowany był raz w Schlierenzauera, raz w Lenę.
- Dlaczego? – zapytali jednocześnie.
- Ona myśli, że jedyne w czym jestem od niej lepszy to skoki narciarskie. Daje jej wygrać we wszystko! WSZYSTKO!
- To bez sensu. – stwierdziła dziewczyna. – Nie możesz dawać jej fory!
- Zwariowałaś?! – wykrzyknął wystraszony Stefan. – Ja chcę mieć jeszcze dziewczynę. A jeśli wy chcecie jeszcze pożyć to jej nie pokonujcie! Raz, dwa lata temu, wygrałem z nią w minigolfa, zupełnie przez przypadek. Do dziś wspominam to, jako najczarniejszy dzień mojego życia. – chłopak wzdrygnął się na samo wspomnienie tego dnia. W tym momencie drzwi ponownie się otworzyły i do środka wsiadła Marisa zajmują miejsce obok Leny.
- Gotowa! – wykrzyknęła zadowolona zapinając pas bezpieczeństwa. – A wy co macie takie miny? – zdziwiła się widząc Lenę i Gregora. 

************************************************************
Halo, halo! 
Pisane na szybko, bo nie wiem, kiedy będę miała chwilę na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie ma dużo błędów :(.

Wiem, że okropnie jestem w tyle z Waszymi blogami i OBIECUJĘ, że w weekend nadrobię!

Jeżeli lubicie Austriaków i Norwegów to zapraszam na drugiego bloga : www.ski-war.blogspot.com 
nie wiem, co mi strzeliło, że stworzyłam drugie opowiadanie (i kiedy będę miała na nie czas), ale jakoś tak wyszło :)! 
Do następnego :*

niedziela, 22 listopada 2015

Cztery



   Kolejnego ranka Lenie udało się uniknąć powtórki z dnia poprzedniego i obudziła się, zanim Gregor zdążył opuścić pokój. Chłopak siedział akurat na krześle i sznurował swoje buty do biegania, kiedy dziewczyna podniosła się przeciągając się powoli.
- Co robisz? – zapytała i zakryła sobie usta dłonią ukrywając ziewnięcie.
- Idę biegać. – odpowiedział nie patrząc na nią.
- Może poszłabym z tobą. – pomyślała na głos i nie czekając na reakcję szatyna wyskoczyła z łóżka kierując się do swojej walizki, która wciąż leżała nierozpakowana obok dużej szafy.
- Nie obraź się, ale – zaczął szatyn powoli zbliżając się do drzwi – wolę biegać sam. Zobaczymy się na śniadaniu. – dodał szybko i opuścił pokój, nim Lena zdążyła zrozumieć, co tak właściwie jej powiedział. Brunetka usiadła po turecku przed swoim bagażem, wzruszyła ramionami i zaczęła poszukiwać swojego stroju sportowego. Przez chwilę zrobiło jej się przykro, że Gregor nie poświęca jej wolnego czasu, ale szybko odgoniła od siebie tę myśl. Przecież wiedziała na co się pisze godząc się na przyjazd tutaj.
***
   Wychodząc na zewnątrz pogratulowała sobie w myślach, że pomyślała o wzięciu okularów przeciwsłonecznych. Mimo wczesnej godziny słońce niemiłosiernie świeciło po oczach ograniczając widoczność. Szybkim marszem ruszyła w stronę deptaka walcząc przy okazji ze splątanymi słuchawkami. Gdy w końcu jej się to udało podłączyła je do telefonu, który wsadziła do etui zakładanego na ramię. Przyśpieszyła kroku i kiedy znalazła się na deptaku biegnącego wzdłuż linii brzegowej rozpoczęła szybki trucht. Dwa kilometry później przeklęła pomysł biegania w takie gorąco, jednak dzielnie kontynuowała. Biegnąc dalej zauważyła, że w jej stronę zbliżają się dwie postacie oddalone od siebie o kilkadziesiąt metrów. Pierwszą z nich okazał się Manuel Fettner, który, podobnie jak Lena, słuchając muzyki na ogromnych słuchawkach zamknięty był w swoim świecie. Mijając dziewczynę uśmiechnął się szeroko i pomachał jej nie zatrzymując się. Brunetka odwzajemniła gest wdzięczna, że skoczek nie zmusza jej do rozmowy. Kolejną osobą okazał się być Michael. Podobnie, jak Manu minął Lenę kiwając jej głową. Już miał biec dalej, kiedy nagle przypomniał sobie wczorajszy wieczór i nie zastanawiając się długo zawrócił, przyśpieszył tempo i zrównał się z towarzyszką Gregora. Dziewczyna przez chwilę ignorowała go, jednak w końcu zdecydowała się na niego spojrzeć. Gestykulował dynamicznie rękami i poruszał szybko ustami. Lena skrzywiła się i wyciągnęła słuchawki z uszu.
- Mówiłeś coś?
- Dokąd biegniesz? – zapytał zrezygnowany i zawiedziony, że cały jego wywód nie został usłyszany.
- Nie wiem, Ty mi powiedz.- uśmiechnęła się, gdy zauważyła pytanie wypisane na jego twarzy. – W końcu stamtąd wracasz. – wyjaśniła i wskazała głową na trasę przed nimi. Przyśpieszyła nieco zostawiając zdziwionego blondyna w tyle, jednak ten zadziwiająco szybko ją dogonił. Nie miała, co walczyć z zawodowym sportowcem. Ostatecznie stwierdziła, że nie wytrzyma więcej i odwróciła się gwałtownie zmieniając kierunek. Wraz z nią zrobił do Hayboeck. Przez kilka minut biegli w ciszy, jednak gdy Lena uznała, że jej możliwości zostały wyczerpane i zwolniła przechodząc do marszu Michi znów rozpoczął rozmowę.
- Już koniec na dziś?
- Słuchaj. – zaczęła lekko poirytowana. – Czy ty coś ode mnie chcesz?
- Nie. – wzruszył ramionami – Po prostu chciałem ci dotrzymać towarzystwa. Biegałaś sobie tak sama.
- A może ja nie potrzebuję twojego towarzystwa?
- Jak byłaś pijana to byłaś milsza. – zauważył nagle. Lene poczuła, jak robi jej się gorąco ze wstydu. Na szczęście była już wystarczająco czerwona ze zmęczenia, więc jej zażenowanie nie odbiło się na jej twarzy. Ostatecznie postanowiła nie komentować odpowiedzi chłopaka i zostawić ten temat za sobą. Ciągnięcie go zachęciłoby go tylko do wypominania jej wczorajszej sytuacji, a tego chciała uniknąć. Gdy znajdywali się około pół kilometra od hotelu Michi znów się odezwał.
- Tutaj jest skrót. – wskazał w przeciwnym do morza kierunku. Lena odwróciła się i po prawej stronie deptaka zauważyła dość wysoką kamienistą skarpę. Skrzywiła się lekko na myśl o wspinaczce.
- Przecież zaraz będzie przejście. – burknęła niezadowolona.
- Tak, ale hotel jest dosłownie w linii prostej od tej skarpy. – poinformował ją skoczek. – Zyskujesz na tym, jakieś 10 minut.
Dziewczyna westchnęła i rozważyła wszystkie za i przeciw. Należała do osób wysportowanych, ale również pechowych. Z jej szczęściem dobrze będzie, jeśli tylko spadnie ze skarpy, bez złamania sobie wszystkich możliwych kończyn.
- No chodź! – usłyszała nagle ponaglający głos Michaela. Znów spojrzała w górę i zdała sobie sprawę, że chłopak jest już w połowie drogi i przywołuje ją machając ręką. Pokręciła głową niezadowolona i ruszyła przed siebie modląc się, żeby nic jej się nie stało. Blondyn poczekał, aż Lena zbliży się do niego i ruszył dalej znajdując się w odległości jednego metra od dziewczyny. Brunetka rozejrzała się dookoła i nagle jej wzrok padł na pośladki chłopaka. Uśmiechnęła się lekko przyznając, że chłopak nie ma się, czego wstydzić. Boże, ale jesteś głupia, pomyślała po chwili odrzucając od siebie tę myśl. Minutę później znaleźli się już na kamienistej równinie a kilkaset metrów przed nimi faktycznie stał hotel.
- I co? Było aż tak źle? – zaśmiał się chłopak i zrobił krok do przodu. Nagle jego noga wygięła się w bok i na jego twarzy pojawił się grymas bólu. – Cholera.
- Co jest? – zapytała przestraszona Lena.
- Noga mnie boli. – odpowiedział krzywiąc się. – Źle stanąłem. – Lena podeszła do chłopaka i kazała mu przerzucić rękę przez jej ramię. Powolnym krokiem zeszli z kamieni i znaleźli się na chodniku.
- Siadaj. – nakazała stanowczym tonem. Zaskoczony Michael wykonał jej polecenie. Brunetka kucnęła przed nim i złapała go za prawy staw skokowy powodując u chłopaka ból. – Ściągaj buta.
- Po co? – zdziwił się.
- Jak ci spuchnie noga to ściąganie buta będzie katorgą, uwierz. – wyjaśniła. Blondyn natychmiast pochylił się nad swoją nogą i ściągnął obuwie. Lena ponownie złapała go za staw skokowy, tym razem delikatniej, niż ostatnim razem i poruszyła stopą lekko w górę i w dół.
- Boli?
- Tylko trochę. – przyznał. Dziewczyna pokiwała głową i wykręciła stopę w prawo i lewo sprawiając Michaelowi ból, który od razu odzwierciedlił się w jego wyrazie twarzy.
- Nie umierasz. – powiedziała. – To tylko skręcenie kostki. Tydzień bez treningów z okładami chłodzącymi i będziesz, jak nowy.
- Ską… - już chciał o coś zapytać, jednak brunetka mu przerwała.
- Ściągaj koszulkę. – ten rozkaz zbił go z tropu. Znów chciał zadać jakieś pytanie, jednak uznał, że ten ton nieznoszący sprzeciwu jest w dziwny sposób pociągający. Szybko ściągnął z siebie koszulkę i podał ją dziewczynie. Ta złapała ją i nagle rozerwała.
- Ej! – krzyknął oburzony. – Lubiłem ją.
- Trudno. – odpowiedziała niewzruszona i jednym z kawałków zaczęła owijać stopę chłopaka. – To ustabilizuje ci stopę. Im mniej ją nadwyrężasz, tym większa szansa, że jeszcze potrenujesz na tym zgrupowaniu. – wyjaśniła i podniosła się podając mu dłoń. Chłopak chwycił ją i powoli wstał. Dziewczyna podniosła z ziemi buta blondyna i pozwalając mu się o siebie oprzeć powoli zaczęła go prowadzić w stronę hotelu. Gdy znaleźli się w hotelowym lobby chłopak usiadł na jednej z kanap i wyciągnął swój telefon. Szybko wykręcił numer i czekał na połączenie.
- Hej. Mógłbyś zejść do lobby? Mam tutaj małą kontuzję. – powiedział szybko do słuchawki i rozłączył się.
- Pomóc ci jeszcze jakoś? – zapytała Lena.
- Możesz tutaj ze mną poczekać. – poklepał wolne miejsce na kanapie obok siebie. Brunetka zgodziła się i usiadła. Po chwili ciszy z windy wybiegli, jak poparzeni Heinz i Herbert, fizjoterapeuta kadry.
- Co się stało? – zapytał przerażony Kuttin. Michael wyjaśnił tylko, że źle stanął i boli go noga. Herbert od razu klęknął przed skoczkiem i spojrzał zaskoczony na jego nogę.
- A kto ci to zrobił? – zapytał i nie czekając na odpowiedź zaczął rozwijać prowizoryczną opaskę uciskową. Powykręcał stopę Michaela we wszystkie strony tak, jak wcześniej zrobiła to Lena i ocenił, jak bardzo spuchła kostka chłopaka. – Skręcona kostka. Dam ci okłady chłodzące i za tydzień będzie ok.
- To samo powiedziała Lena. – skomentował Michi. Dziewczyna poczuła na sobie pytający wzrok trenera i fizjoterapeuty kadry.
- Lena powiadasz. – odezwał się zaciekawiony Herbert. – Ty to zrobiłaś? – wskazał na skrawki materiału leżące na ziemi, w które wcześniej zawinięta była stopa Hayboecka. Brunetka pokiwała głową.
- Jesteś po jakimś kursie pierwszej pomocy, czy coś? – wtrącił Heinz lustrując wzrokiem dziewczynę.
- Nie. – zaprzeczyła kręcąc głową. – Jestem na piątym roku medycyny.
***
- Słyszałam, że uratowałaś dzisiaj życie Michiego. – powiedział nagle Gregor przeszukując swoją walizkę. Oboje siedzieli właśnie w pokoju szykując się powoli do snu. Widzieli się pierwszy raz od rana, bowiem chłopak cały dzień trenował a Lena obijała się z Marisą i Stefanem na plaży.
- Jakoś tak wyszło. – odbąknęła przeglądając jakieś czasopismo, które kupiła w Austrii z zamiarem przeczytania go w samolocie. Szatyn znalazł w końcu poszukiwany przedmiot i położył się obok dziewczyny.
- Jakoś tak wyszło. – przedrzeźniał ją. – Kuttin opowiadał o tobie na treningu, jakbyś co najmniej uratowała jego stopę przed amputacją.
- Sracją. – Lena przewróciła oczami i odłożyła gazetę na szafkę nocną. – Może jutro znalazłbyś trochę czasu?
- Czasu na co? – zdziwił się.
- No na przykład na mnie? – zirytowała się lekko. – Wiem, że trenujecie i te sprawy, ale z tego, co widzę to nie jest obóz treningowy. Stefan znajduje czas dla Marisy. Skoro już mnie tutaj zabrałeś to mógłbyś pamiętać, że tu jestem.
- Ok. Masz rację. – przyznał jej Gregor zastanawiając się nad czymś. – Może jutro pójdziemy sobie gdzieś na obiad po porannym treningu. – zaproponował, jednak widząc jej nie do końca zadowoloną minę dodał. – A później ustąpię sobie popołudniowy trening i coś wymyślimy.
- Zgadzam się. – uśmiechnęła się szeroko.